Kim Ho-Yeon miał naprawdę ciekawy pomysł i zrealizował go naprawdę dobrze, chociaż na początku się na to nie zapowiadało.
Historia zaczyna się wyświadczeniem pani Yeom pomocy przez pewnego bezdomnego mężczyznę. Kobieta zatrudniła go na pół etatu w swoim sklepie całodobowym- aby mu się odwdzięczyć. Od tej pory sporo zmieniło się w życiu wielu osób, które zetknęły się z Dokkiem, czyli wspomnianym już bezdomnym, który mimo, że cierpi na amnezję i ma problemy z mówieniem, wkrótce okazuje się być naprawdę niezwykłą osobą.
Koreańskie książki rzadko mają jakąś konkretną fabułę. W tym przypadku nie było inaczej. Początkowo książka była jednocześnie nudna i intrygująca, chociaż trudno uwierzyć, że takie połączenie jest możliwe. Poszczególne rozdziały wydawały się być niepowiązane ze sobą i dopiero później zrozumiałam, że mają ze sobą coś wspólnego.
Ostatni rozdział moim zdaniem idealnie zwieńczył całą książkę i jest najmocniejszym punktem całego utworu. Sprawił, że z chęcią przeczytam kolejną część. Bohaterowie byli dobrze wykreowani, można było się z nimi utożsamić. Przesłanie jest naprawdę piękne. Co prawda język jest dosyć prosty, ale to cecha charakterystyczna literatury azjatyckiej i ma to swój urok. Poza tym sprawia to, że czyta się szybko. Niestety mamy tu sporo wulgaryzmów, a to stosunkowo poważna wada i przeszkadzało mi to w odbiorze.
Całokształt jest naprawdę bardzo dobry i godny polecenia- myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. To skłaniająca do refleksji pozycja o losach zwykłych ludzi, którzy mają zwyczajne problemy. Takie, jakich może doświadczyć każdy z nas. Moja ocena to 4/5.