„Małe kobietki” pióra Luisy May Alcott jest książką, która na mojej liście „do przeczytania” znajdowała się od około roku. Teraz, kiedy ją przeczytałam, żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej!
Akcja ma miejsce w Ameryce, w latach sześćdziesiątych XIX wieku. Historia opowiada losy czterech bardzo sympatycznych sióstr i ich matki, które żyją same, gdyż ojciec bierze udział w wojnie secesyjnej. Pani March uczy swoje dzieci dążenia do bycia lepszym, jednakże w bardzo nietypowy sposób. Swoim szczęściem i entuzjazmem wynikającym z największego skarbu- miłości – zjednują sobie Lauriego i jego dziadka, tworząc więzi.
Bardzo podobała mi się ta powieść, chociaż początek wydaje mi się niezbyt wciągający. Również wątek miłości pana Brooke’a do Meg wydał mi się wzięty troszkę znikąd, bo ów zalotnik rzadko się pojawia.
Mimo przytoczonych wad, uważam, że jest to mądra książka, która może niejednego nauczyć. Podobało mi się to, że bohaterowi byli bardzo „ludzcy” i też popełniali błędy. Czytając ich przygody nieraz zaśmiewałam się do łez. Gdybym miała wskazać ulubioną bohaterkę, wybrałabym panią March- kobieta o niesamowitej sile i matczynym cieple pomagająca swoim córkom w kłopotach.
Bardzo polecam tę książkę. Na pewno kiedyś do niej wrócę, bo myślę, że od bohaterów tej pozycji można się wiele nauczyć! Moja ocena to 4.5/5.